poniedziałek, 1 maja 2017

– 2 –

Patrzyła na drogę, jakby to ona prowadziła auto. Raz na jakiś czas odwracała się w prawą stronę śledząc widoki migające za oknem pasażera. Skupiała się na trasie, szczegółach krajobrazu miejskiego i wszystkim innym, co mogłoby zagwarantować, że nie będzie musiała spoglądać na kierowcę. Oboje milczeli, jedynie na początku jazdy zamieniając ze sobą kilka słów.
Nie zaszczyciła Sergio, ani jednym spojrzeniem, aż do momentu, gdy podjechali pod bramę wjazdową na teren osiedla. Odrobinę za długo przyglądała się jego twarzy, jego posturze i ruchom rąk, gdy podawał i odbierał plastikową kartę od ochroniarza, gdy z powrotem ułożył je na kierownicy. Odwrócił głowę w jej stronę, jakby chciał coś powiedzieć, ale uśmiechnął się tylko i znów patrzył na drogę, która prowadziła prosto do jego posiadłości.

* * *

Dziesięć kilometrów od centrum Madrytu położone jest osiedle La Finca. To hiszpański odpowiednik amerykańskiego Beverly Hills, a jednocześnie najbezpieczniejsze osiedle w Hiszpanii. Na ten luksus składa się ok. 120 rezydencji zbudowanych z marmuru i szarego granitu. Osiedle uzupełnia hotel dla gości. Zbliżając się do bramy wjazdowej można usłyszeć głos strażnika, który poinformuje, że to teren prywatny i wstęp wzbroniony. Goście mogą wjechać na teren jedynie za potwierdzeniem tożsamości lub uprzednim zapowiedzeniu ich wizyty przez mieszkańca La Finca. Zza szlabanów wyjeżdżają luksusowe auta: porsche, audi, bmw. Nikt niepożądany nie ma prawa się tam dostać. Zza ogrodzenia, dzięki niewielkim prześwitom, widać tylko personel krzątający się przy koszeniu trawy, ochroniarzy spacerujących alejkami i innych pracowników wykonujących swoje obowiązki. Każdej willi dogląda przynajmniej pięć osób.

La Finca cieszy się się powodzeniem ze względu na bardzo wysokie standardy bezpieczeństwa, które tam panują. Każdy, kto chciałby wjechać na osiedle, jest legitymowany. Porządku przez całą dobę pilnują patrole ochrony. W koronach drzew poukrywane są kamery, na osiedlu zamontowane są także detektory ruchu. Każda z dróg prowadzących do willi jest monitorowana, a samo osiedle oddzielone jest podwójnym wysokim, mniej więcej, na 2,5 metra, metalowym ogrodzeniem. Dzięki tym środkom, mieszkańców La Finci nie nękają paparazzi. Wszyscy mają tutaj zapewnione bezpieczeństwo i spokój.

Sergio wybrał to osiedle, bo jako jedno z niewielu mogło zapewnić mu wszystko, czego oczekuje ktoś rozpoznawalny przez większość, jak nie wszystkich Hiszpanów i połowę świata. Nie tylko on zdecydował się na dom w La Finca – mieszkał tu Bale, Benzema i kilku innych znajomych z klubu, ale nie tylko – były tu także gwiazdy kina, telewizji i muzyki. 

Ogromna willa. Dwa pokoje wypoczynkowe, trzy sypialnie, pięć łazienek, olbrzymia kuchnia, jadalnia, sauna i jacuzzi, minikino, basen, piwniczka na wino i garaż na pięć samochodów.
To było królestwo Ramosa.

* * *

Wjechał na podjazd, wyłączył silnik i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
– Witaj w La Finica. Dotarliśmy na miejsce. – Otworzył drzwi i wysiadł, chowając kluczyki do kieszeni spodni. Oparł się o dach samochodu. – Będziesz moim gościem.
Odpięła pas, wysiadła z auta i z tylnego siedzenia zabrała swój plecak zarzucając go od razu na ramię. Spojrzała na Sergio, po czym przeniosła wzrok na budynek przed którym się znajdowali. Nigdy wcześniej nie widziała tego typu architektury, ani tych rozmiarów budynku mieszkalnego.
– Czy dobrze zrozumiałam: będę tutaj mieszkać, w twoim domu?
– Tak.
Amber patrzyła na niego, jakby właśnie skończył opowiadać jakąś niestworzoną historię o istotach z innej planety. Właśnie potwierdził to, że będzie mieszkała z nim pod jednym dachem. Czy dla niego było to takie normalne? Czy tylko ona czuła się tym faktem skrępowana?
– Będziesz miała własną sypialnię w południowej części budynku, ale zanim przejdziemy do tego sądzę, że powinnaś wejść do środka, przespacerować się po całym domu i poznać kilka zakamarków nim zaczniesz błądzić.
Skinęła głową i ruszyła za nim. Wpisał kod na klawiaturze przy drzwiach, nacisnął na klamkę i odsunął się, by przepuścić Amber przodem.
Zatrzymała się dwa kroki za progiem patrząc na długi i dość szeroki korytarz, który sam w sobie mógł stanowić odrębne pomieszczenie, choć był przestrzenią bezpośrednio łączącą się z jednym z pokoi wypoczynkowych, idąc nieco dalej zorientowała się, że stanowił całość również z kuchnią i jadalnią.

Dwa pokoje z kuchnią były dla niej "ogromnym mieszkaniem", a co dopiero to, co było tutaj. Odkąd przybyła do Madrytu mieszkała w małym pokoju, który choć powinien nie zapewniał komfortu, ani intymności. Rozglądając się po willi, czuła się jakby błądziła po raju. Było tu wszystko, czego człowiek może zapragnąć. Począwszy od kina domowego, po ogromne jacuzzi, czy lodówkę z podwójnymi drzwiami.

– Jeśli już zapoznałaś się z częścią pomieszczeń to warto byś wiedziała, gdzie będziesz miała swoją przestrzeń – Sergio pojawił się obok niej wychodząc zza drzwi jednego z pomieszczeń. – Drzwi na lewo – wskazał na drewniane drzwi ze srebrną klamką.
Weszła do środka niepewnym krokiem. Zatrzymała się zaraz za progiem próbując ogarnąć spojrzeniem całe lokum. Pomieszczenie było przynajmniej trzy razy większe niż jej pokój, jaki miała przez większość życia, a do tego nie było jasne, jak większość w domu. Gotowa była stwierdzić, że to jedno z ciemniejszych pomieszczeń.
– Stwierdziłem, że kolorystyka tej sypialni najbardziej przypadnie ci do gustu – głos zabrał Sergio, stał w drzwiach i uśmiechał się widząc reakcję Amber. – Rozgość się, a później widzimy się w jadalni – dodał zmuszając się do mówienia po angielsku, tak by dziewczyna bez problemu to zrozumiała, choć kilkukrotnie zdarzyło mu się wpleść coś z hiszpańskiego.
Zostawił ją samą, zamykając za sobą drzwi.

Miała więcej niż oczekiwała. To było więcej niż człowiek mógł wymarzyć. Ogromna sypialnia z grafitowymi ścianami, z dużym łóżkiem, sofą i fotelem w odcieniach fioletu, stolikiem i szafą, nieopisaną ilością dodatków pasujących do kolorystyki wnętrza, oknem wybiegającym na zielony ogród i łazienką znajdującą się bezpośrednio za drzwiami, tuż obok szafy.
Rzuciła plecak na łóżko i podeszła do okna. Zielone, świeżo skoszone trawniki, klomby z kwiatami, przystrzyżone drzewa i krzewy – wszystko było nienaganne. Jak to się stało, że tu trafiła?

* * *

Dwa dni później, gdy w stopniu minimalnym poznała swoje nowe miejsce zamieszkania zmuszona była je opuścić, choć na kilka godzin to czuła dziwny niepokój. Bała się pierwszego dnia w pracy. Był to dla niej całkowicie nowy świat w którym będzie musiała nauczyć się funkcjonować. Piłka nożna, czy cokolwiek z tym związane nigdy nie było jej jakoś specjalnie bliskie, a teraz będzie w centrum tego wszystkiego, choć nadal nieco na uboczu. Czekała na nią posada w ekipie sprzątającej na Santiago Bernabeu. Przygotowywanie szatni, dbanie o porządek na korytarzach i pomieszczeniach administracyjnych, czy restauracyjnych, niby to nic wielkiego, ale – praca dla takiego klubu jak Real Madryt, znaczy się na terenie stadionu takiej drużyny dla niektórych była spełnieniem marzeń. Dla niej była to ostatnia i jedyna deska ratunku.

Stała przed wejściem do budynku i rozglądała się dookoła, jakby szukała możliwości – wybawienia lub ucieczki. Wzięła głęboki wdech, zebrała się w sobie i przekroczyła próg. Zdziwiona, że nic złego się nie stało, jakby była pewna, że coś takiego nastąpi, ruszyła w stronę pomieszczeń, gdzie przebierze się w uniform i oficjalnie rozpocznie pracę. Przyglądała się zdjęciom, dyplomom, gablotom z medalami i pucharami wiszącymi na ścianach korytarzy, jakie przemierzała, by dotrzeć do celu, którym była szatnia obsługi.
Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi rozejrzała się po pomieszczeniu. Oprócz niej były tu jeszcze trzy osoby – dwóch chłopaków i kobieta – Tom, Rafael i Lita. Sergio przybliżył jej, ich osoby, w drodze na stadion.

– Dobra, teraz jestem zaskoczony. – Wysoki brunet patrzył na nią mrugając kilkukrotnie, jakby miał omamy. Nie takiej dziewczyny się spodziewał. Wyobrażał sobie wysoką blondynkę z jasnymi oczami, a miał przed sobą średniego wzrostu potarganą, ciemnowłosą, dziewczynę ubraną na czarno i w glanach.
– Mnie zaskoczenie nie mija od kilku dni. – Amber nadal stała przy wejściu licząc, że ktoś jej pomoże i wprowadzi w nową funkcję.
– Głowa do góry. Nie będzie tak strasznie. – Uśmiechnął się, niższy od kolegi, blondyn. Wskazał na szafkę. – To twój schowek. Przebieraj się i czas iść.
– Ignoruj ich, tak będzie łatwiej – wtrąciła się ciemnowłosa kobieta, uśmiechając się szczerze wyciągnęła dłoń w stroną Amber. – Lita – przedstawiła się.
– Ej, a masz wszystko, co potrzebne? – spytał Rafael.
Amber pokiwała głową. Rzuciła torbę na ławkę i wyciągnęła z niej biały longsleeve i czarne spodnie do kompletu, na koniec wyjmując wygodne obuwie – wszystko, co zafundował jej Ramos.
– Dobrze przygotowana jesteś – w głosie kolegi słychać było uznanie.
Przebrała się w ich obecności nie krępując się różnicą płci. Zresztą, żaden nawet na nią nie spojrzał. Plecak wrzuciła do szafki, jak resztę swoich rzeczy. Wyciągnęła wierzchni uniform i wstała z ławki dając znać, że jest gotowa. Lita złapała ją pod rękę i poprowadziła w stronę drzwi, mówiąc:
– Będziemy pracować w duecie – uśmiechnęła się ponownie.
Chwilę po dziewczynach na korytarz wyszli panowie.
– Kobieta zmienną jest – skomentował Tom przyglądając się nowej koleżance, która wyglądała całkiem przyjemnie dla oka i inaczej niż kilka minut wcześniej. Włosy miała spięte w kucyka, żadnej biżuterii oprócz kolczyków i mniej agresywny wygląd za sprawą obowiązkowego stroju. Była naprawdę ładna. – Czy ty...?
– Nie wiem o co chodzi. Nie kąpię się w krwi dziewic i nie zjadam kotów, więc?
Ruszyła za Litą, która ze składziku obok pokoju obsługi wyciągnęła wózek ze szczotkami, workami i całą resztą rzeczy potrzebnych do sprzątania.
– Wiem, że to twój pierwszy dzień, więc zaczniemy spokojnie, bez wyzwań i pośpiechu, zresztą dzisiaj nie ma ku temu przeciwwskazań. Szatnia zawodników już przygotowana, ale po treningu będziemy musiały ją posprzątać, ale teraz... co powiesz na sprzątanie sektora dla vipów i wyjść na teren boiska?
– Nie wiem, czy mam jakiś wybór. Po prostu podążam za tobą. Mów co mam robić.
– Korytarz w którym znajdujemy się obecnie posprzątamy, jak chłopaki wrócą już z murawy i opuszczą szatnie. – Wskazała na drzwi znajdujące się kilka kroków od nich. – Teraz zajmiemy się sąsiednim przejściem. Mogło się tam trochę zakurzyć.
Przeszły do sąsiedniego wyjścia. Lita pozostawiła wózek pod ścianą, a sama ze szczotką w dłoni ruszyła w stronę wyjścia na murawę. Amber zatrzymała się przy wózku i patrzyła na koleżankę, jakby bała się podejść bliżej otwartych na szeroko automatycznych drzwi.
– Stres pierwszego dnia? – Lita odwróciła się do niej i puściła oczko.
Amber pokręciła głową i powoli podeszła do koleżanki ściskając zbyt mocno kij od szczotki, który trzymała w dłoni. Z miejsca w którym stały bez problemu można było dostrzec zawodników biegających po boisku. Zauważyła Sergio stojącego pośród kilku kumpli. Znała ich ze zdjęć w gazetach, ale nie pamiętała nazwisk. Szybko także zorientowała się, że kobiet było tutaj niewiele, oprócz niej i Lity nie dostrzegła żadnej.
– Czasem człowiek ma dziwne uczucie, że znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie – odpowiedziała i rozluźniła uścisk dłoni.
– Czasem to uczucie bywa mylące. Niespodzianki od losu są czasem naprawdę... interesujące.
Nie kontynuowały rozmowy. Amber skinęła głową i wzięła się za zamiatanie powierzchni korytarza. Chciała wykonywać swoje obowiązki i wolała by nikt nie kojarzył jej z Sergio. Kończąc sprzątanie korytarza obie panie zatrzymały się kilka metrów za drzwiami łapiąc oddech i obserwując zawodników. Amber nie dostrzegła, że ktoś zmierzał w ich stronę dopóki Lita nie znieruchomiała prawie wstrzymując oddech.
– Jak pierwszy dzień?
Usłyszała pytanie, a po chwili zobaczyła Ramosa, który podbiegł powoli w jej stronę. Pokręciła głową widząc także zbliżających się kolegów z pracy.
– Jeszcze wiele przede mną. Porozmawiamy później – wydukała.
– Poczekam. Spotkamy się w klubowej kawiarni – puścił jej oczko i pobiegł w stronę szerokich drzwi po przeciwnej stronie boiska.
Amber pociągnęła Litę za rękę i zniknęły za drzwiami, które zamknęły się automatycznie. Koleżanka popatrzyła na nią z dozą zazdrości i zainteresowania, które szybko zniknęło z jej twarzy. Uśmiechnęła się szturchając koleżankę w bok.
– Ktoś tu będzie musiał coś wyjaśnić...
Amber westchnęła ciężko i ruszyła krok w krok z Litą.

Godzinę zajęło im sprzątanie głównej szatni i wyjścia na murawę. Trwałoby to o wiele dłużej, czyli trzy godziny przynajmniej – tak wyliczała Amber, gdyby nie okazało się, że przy sprzątaniu głównej szatni pracuje cały sztab osób, w tym panowie poznani rano. To zdecydowanie było na rękę. Pierwszy dzień pracy dobiegał końca.

Jako ostatnia weszła i jako ostatnia opuściła szatnię dla obsługi. Nie narzekała, ale nie była to jej wymarzona robota. Czuła się zmęczona i zirytowana, a jeszcze czekała ją rozmowa z Ramosem. Nie mogła bez końca go spławiać, unikać i zbywać milczeniem, co dzień wcześniej świetnie jej się udawało.
– Ej, ty! Straszydło!
Krzyki jakie dotarły do jej uszu, dochodziły z bocznego korytarza, który minęła chwilę wcześniej. Próbowała zignorować wyzwiska i dziwne nawoływania. Niestety, oprócz nich pojawiło się kilkanaście ostrzejszych, a grupa chłopaków szła za nią krok w krok, nie pozwalając dotrzeć do celu.

Wiedziała, że młodzież bywa brutalna. Przerabiała to za czasów szkolnych, ale nie sądziła, że ludzie związani z takim klubem, z przynajmniej 20. na karku będą zachowywać się w ten sposób. Drużyna głośno wyraziła o niej opinię. Zbyt głośno.

Wypadła zza zakrętu, wpadając na Ramosa. Widziała jego spojrzenie. Wydawał się radosny, a w ciągu kilku sekund spochmurniał. Złapał ją za ramiona, próbując powstrzymać przed dalszą ucieczką. Młodszych zawodników zmierzył wzrokiem i wypowiedział coś po hiszpańsku, co na pewno nie brzmiało miło.
– Chyba będę musiał popracować nad swoimi pomysłami.
– Znaczy się, jak?
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się pod nosem. 

* * *

Usiadła na schodach patrząc na mężczyznę stojącego na półpiętrze, gdzie wychylając się przez barierkę krzyczał coś po hiszpańsku do młodzieżowej drużyny Realu. Rozmawiał z ich trenerem, jak i głównym menadżerem. Czekał do końca ich treningu, choć mógł już dawno opuścić to miejsce. Wykrzyczał jeszcze kilka słów, po czym odwrócił się od barierki i ruszył w stronę schodów. Zatrzymał się obok Amber.
– Kim ty właściwie jesteś? – spytała podnosząc spojrzenie na mężczyznę stojącego nad nią.
– Nie wiesz?
– Nie pytam o takie podstawy, jakie zna każdy. Wiem, jak się nazywasz, gdzie grasz i mieszkasz. Ale nie o to pytam.
– Więc, co chcesz wiedzieć?
– Kim jesteś?
Spojrzała na niego wyczekując odpowiedzi.
– Sergio Ramos, urodzony 30 marca 1986, kapitan Realu Madryt.
– Nawet takie zdanie potrafi wiele powiedzieć o człowieku – odpowiedziała kierując wzrok na własne buty i całkowicie ignorując jego pytające spojrzenie.
Chciał wiedzieć, dlaczego pytała i co o nim to powiedziało? Jak miał się przedstawić inaczej? "Sergio Ramos, kawaler z odzysku, czy może pan perfekcyjny, ale samotny."
Amber dostrzegła w jego słowach, więcej niż mogło by się mu wydawać. 

2 komentarze:

  1. Pisałam już, że kocham to opowiadanie? Jeśli tak to wybacz, że się powtarzam, ale po prostu je kocham. <3 Pamiętam pierwszą wersję i jestem bardzo ciekawa, jak poprowadzisz tą, bo podejrzewam, że trochę się pozmienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest różnica, bardzo na plus! Wcześniej uwielbiałam to opowiadanie i teraz tak samo :D Więc czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń