W ciągu pięciu dni, angażując w to kilku kolegów, udało mu się dopracować nowy plan związany z pracą dla Amber. Wiedząc, że udało się wszystko załatwić nie zastanawiał się długo. Nie zwlekając przedstawił jej nowy pomysł, który jednoznacznie związany był z nią i jej przyszłością, jak i miejscem pracy. Omówił go krótko, nie pozwalając jej dość do słowa, jakby wiedział, że będzie to dla niej najlepsze, a realizację rozpoczął niemalże natychmiast.
W ten sposób, w ekipie sprzątającej przepracowała zaledwie dwa tygodnie, a od kilkunastu dni, nie musiała słuchać głupich żartów i docinków, ani sprzątać szatni, czy innych pomieszczeń. Znajomości Ramosa pozwoliły na znalezienie jej innego miejsca, gdzie mogła pracować w spokoju, bez zbędnych komentarzy.
Ubrana w biały fartuch, ze włosami przewiązanymi opaską stała przy kamiennym blacie i kroiła ciasto na identycznie wyglądające kawałki, co czyniła zgodnie z instrukcjami swojego opiekuna, a zarazem jednego z kucharzy, w restauracji na Santiago Bernabeu. Czuła się tutaj dobrze, nie odstawała od współpracowników, a jej szef miał tatuaże, co ucieszyło ją niezmiernie. Wydawało jej się, że trafiła do miejsca idealnego, gdzie grono ludzi jest bardziej przyjazne niż zawodnicy z młodzieżówki.
Zajmowała się najprostszymi czynnościami, które nie wymagały od niej znajomości tajników gotowania. Zmywała, kroiła ciasta, uzupełniała przyprawy w pojemnikach – robiła, co jej kazali i o co prosili. Znajomość hiszpańskiego nie była wymagana, bo wszyscy z obsługi znali angielski. Zresztą, większość prac wykonywało się w milczeniu.
Wykładając szarlotkę obok waniliowej gałki lodów pokiwała głową będąc zadowoloną z wykonanej pracy. Wytarła ręce i przesunęła talerz w stronę opiekuna sali, który akurat zajrzał do kuchni korzystając z kilku wolnych minut. Uśmiechnął się do niej i uważnie przyjrzał się podanemu deserowi, po czym spróbował go nie zważając na kręcącą się obsługę. Wykonał gest informujący, że ciasto i lody są pyszne. Wyszedł na główną salę pozostawiając pracowników kuchni samych, nie przeszkadzając im w obowiązkach.
Amber popatrzyła na zegar, na efekty wykonanej pracy i raz jeszcze na zegar. Za piętnaście minut kończyła się jej zmiana. Pracowała pomiędzy ósmą, a szesnastą, od poniedziałku do piątku. Weekendy miała wolne. Codziennie, niezależnie, czy na Santiago Bernabeu odbywał się trening, Sergio przywoził ją do pracy i odbierał, gdy kończyła swoją zmianę. Dwukrotnie zdarzyło się, że to ona musiała na niego czekać. Wiedziała, że dziś również poćwiczy cierpliwość oczekując, aż Ramos skończy zajęcia na stadionie.
Przebrała się w ciuchy, które nosiła na co dzień z wielkim zamiłowaniem. Pociągnęła ciemną szminką po wąskich wargach i poprawiła makijaż oczu. Wciskając telefon do kieszeni dżinsów opuściła szatnię pracowniczą i wyszła na salę restauracji, gdzie kilka osób obserwowało trening drużyny Realu Madryt, a pozostali, którzy siedzieli z dala od przeszklonej przestrzeni raczyli się pożywnym posiłkiem.
Przeszła przez pomieszczenie. Przespacerowała się korytarzem i wyszła na trybunę, gdzie lubiła siedzieć w chwilach, gdy nie miała nic do roboty. Chłopaki na murawie zawzięcie wykonywali polecenia trenera. Zakryła usta śmiejąc się z upadku Marcelo. Nie chciała, by nagle wszyscy zwrócili na nią uwagę, choć zdawała sobie sprawę, że wiedzą o jej obecności. Zawsze wiedzieli.
* * *
Siedziała na parkingowym murku oczekując na Ramosa. Czasem zastanawiała się, jaki los ma dla niej plan na życie. Od miesiąca mieszkała u Sergio, poznała chłopaków z drużyny i żyła w całkiem innym świecie, niż ten który ją otaczał, aż do dnia, gdy spotkała Ramosa. Pomachała do Garetha, wyrywając się z zamyślenia, który zdążył wyjść, wrócić się do szatni, po czym powrócić na parking i odjechać. Skinęła głową Benzemie, po czym utkwiła wzrok we własnych butach. Nucąc coś pod nosem, wróciła na ziemię dopiero w chwili, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do Sergio.
– Nareszcie koniec – odetchnął.
Zabrał dłoń z ramienia Amber i poprawił wysuwającą się z dłoni torbę z ubraniami treningowymi, którą trzymaną w drugiej ręce.
– Uczę się cierpliwości i czekania – wstała z murku i ruszyła za piłkarzem, który od razu skierował się w stronę swojego auta.
Zajęła miejsce dla pasażera i zapięła pas, zanim Sergio przekręcił kluczyk w stacyjce.
– Pojedziemy na zakupy, bo szafki i lodówka świecą pustkami, a poza tym sądzę, że w końcu czas na uzupełnienie garderoby, przynajmniej twojej – powiedział informacyjnie, nie oczekując zgody, czy odmowy. Uznał, że w tym przypadku nie ma dyskusji.
Amber odwróciła się w jego stronę i postukała się w bok głowy mówiąc:
– Zakodowane. Ale, czy jakaś lista zakupów jest?
Pokręcił głową.
– Będzie spontanicznie – wzruszył ramionami.
– Spontaniczny to może być... – ugryzła się w język, nie chcąc kończyć tego zdania.
Ramos wybuchnął śmiechem.
* * *
Wydawało jej się, że oboje funkcjonują według niepisanego grafiku, albo dziwnej monotonni, jak w przypadku długoletnich związków. Od rana była w pracy, a on na treningu, później czekała cierpliwie, aż odwiezie ją do domu, a pojechali na wspólne zakupy. W międzyczasie zrobiła krótką listę zakupów, co jakiś czas zadając pytanie dotyczące codziennego menu i diety Sergio. Spacerując po sklepie załadowali wózek do pełna, a później wszystko upchnęli w bagażniku auta, by wieczorem wrócić do domu i zjeść kolację przy dobrej komedii lecącej w tv. Była to przyjemna monotonia, którą systematycznie zakłócały nowiny wypowiadane przez Ramosa, o różnych porach dni i przy różnych okazjach. On był tym elementem rewolucyjnym w jej życiu.
Siedziała na krzesełku w kuchni i wpatrywała się w drzwi w których przed chwilą pojawił się Sergio, podzielił się z nią informacją, po czym zniknął nim zdążyła się odezwać. Upiła łyk kakao i złożyła gazetę odkładając ją na bok. Tym razem, Ramos raczył ją poinformować, że jutrzejszego popołudnia będzie zmuszona pozostać dłużej na stadionie, gdzie odbędzie się konferencja prasowa Realu Madryt, a jego obecność jest obowiązkowa. Oczywiście, nikt nie wspomniał, że ona tam musi być, ale nie widziała sensu, by wracać do domu samotnie nie znając nadal miasta. Wolała poczekać i wrócić z Sergio. Zresztą, sugestia ze strony Ramosa była jasna.
Czasem zastanawiała się, dlaczego zgadza się na pewne rzeczy. Być może było to związane z tym, że nie miała możliwości, by odmówić, bo Sergio zawsze gdzieś znikał. Ale naprawdę, odpowiedź była prostsza: wszystko z wdzięczności. Każda jej zgoda, nawet na najgłupszy pomysł Sergio, miała być podziękowaniem za szansę na zmianę. Podziękowaniem za nowe życie.
* * *
Obudził ją dźwięk budzika, który nastawiła wieczorem, niezależnie od dnia tygodnia, choć w weekendy wyłączała go kładąc się dalej spać, by obudzić się około godziny dziesiątej. Tym razem, pomimo dnia wolnego, wstała i bez zastanowienia zaczęła się szykować, by pojechać z Sergio na Santiago Bernabeu, gdzie on miał mieć trening, a później konferencję. Stojąc przed lustrem w łazience doszła do tych samych wniosków, co zawsze i wzdychając wyszła z łazienki nie związując włosów. Co jakiś czas, rzucała okiem na ekran telewizora, gdzie gadali bez przerwy po hiszpańsku przedstawiając bieżące i najważniejsze informacje z kraju i ze świata. Zdążyła się ubrać nim Sergio zapukał do drzwi jej pokoju.
– Dwie minuty – odpowiedziała na pukanie.
– Herbata i kanapki na stole – padło w odpowiedzi.
Wiedziała, że Sergio ubiera się dopiero po śniadaniu. Wyrobili sobie też coś w rodzaju specyficznych zwyczajów. Gdy nie jadła z nim rano, to pukał do drzwi pokoju. Odpowiadała mu, za ile będzie gotowa, a on odchodził do swojego pokoju. Nie raz przysłuchiwała się jego krokom. Nauczyli się funkcjonować ze sobą i obok siebie.
* * *
Pożegnała się z Sergio na korytarzu prowadzącym do szatni zawodników, a sama ruszyła w stronę schodów, za cel obierając restaurację, gdzie pracowała weekendowa obsada. Skinęła głową kierownikowi sali i zajęła miejsce przy stoliku, skąd mogła obserwować murawę boiska. Z tej wysokości ciężko było dostrzec szczegóły, ale numery na koszulkach były wystarczająco widoczne. Amber zamówiła kawę i zajęła się przeglądaniem wiadomości w sieci. Miała dużo czasu nim rozpocznie się konferencja prasowa.
Kończąc szarlotkę i dopijając resztkę kawy uregulowała rachunek i poszła poszukać Lity z którą w ostatnich dniach nie miała okazji porozmawiać dłużej, a obiecała jej poświęcenie więcej niż kilku minut. Nie opowiedziała jej jeszcze swoich początków w Hiszpanii. Znalazła koleżankę w części biurowej i nie zastanawiając się nawet sekundy postanowiła jej pomóc. Wszystko było lepsze niż bezczynne liczenie upływu czasu.
* * *
Weszła na salę konferencyjną rozglądając się dookoła, by upewnić się, że nie pomyliła pomieszczeń. Każdy krok stawiała ostrożnie, będąc speszoną i zestresowaną w związku z obecnością sporej liczby osób. Zajęła miejsce w ostatnim rzędzie równo ustawionych krzeseł. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Była słuchaczem i obserwatorem, jak kilkanaście osób, które nie pracowały dla żadnej stacji radiowej, telewizyjnej, ani gazety i zajmowały pozostałe wolne miejsca. Reporterzy i dziennikarze, a także wszyscy, którzy mogli być powiązani z konferencją siadali w rzędach najbliższych długiemu stolikowi za którym za chwilę miało zasiąść kilku piłkarzy Realu Madryt i ich menadżer.
Takie sytuacje pokazywały, jak bardzo jej świat różnił się od tego do którego niedawno trafiła. Chcąc, nie chcąc musiała się mierzyć ze sławą mężczyzny, który zaprosił ją pod swój dach. Zawodnicy wyszli z pomieszczenia po lewej stronie i zajęli miejsca. Przywitali przybyłych. Konferencja była prowadzona po hiszpańsku. Amber próbowała cokolwiek zrozumieć. Rozglądała się po sali unikając spojrzeniem osoby Sergio Ramosa, który będąc kapitanem odpowiadał na wiele pytań, a przy tym rewelacyjnie reprezentował całą drużynę. Skrzyżowała ręce pod biustem i zaczęła przyglądać się plakatom na ścianach. A gdyby tak wyszła? Była szansa, że nikt nie zauważyłby jej nieobecności. Zresztą, miała się spotkać z Sergio przy aucie. Układała w myślach plan ewakuacji. Zanosiła się ze wstaniem z krzesełka, gdy nagle kilka osób zwróciło spojrzenia w jej kierunku. Znieruchomiała. Nie miała pojęcia o co chodziło, bo żadne hiszpańskie zdania nie były w stanie dotrzeć do jej głowy w sposób zrozumiały. Spojrzała na Ramosa, który lekko przechylił głowę zza mikrofonu i puścił jej oczko uśmiechając się promiennie. O co chodziło?
Wymruczała kilka słów niezadowolenia pod nosem, uśmiechnęła się sztucznie, a gdy zniknęło zainteresowanie jej osobą, opuściła salę, jakby śpieszyła się na najbliższy autobus, który i tak odjechał zostawiając ją na pastwę losu.
– Przepraszam, czy Pani jest związana z Sergio Ramosem? – usłyszała pytanie po angielsku, wyraźnie skierowane w jej stronę. W końcu na korytarzu nie było nikogo poza nią i jakimś dziennikarzem z dyktafonem w dłoni.
– Skąd ten pomysł? – wypaliła, podnosząc wzrok na mężczyznę stojącego obok niej.
– Ramos wspomniał, że w swoim grafiku musi uwzględniać coś więcej niż treningi i podziękował za organizowanie czasu wyraźnie spoglądając w pani stronę.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby opowiadał jej o ataku kosmitów na Nowy Jork. Czy naprawdę Sergio powiedział coś w tym tonie? Dlaczego coś takiego powiedział na oficjalnej konferencji?
– A czy w pobliżu nie siedział jego menadżer? Sądzę, że to on zajmuje się jego planem dnia i wizerunkiem – udzieliła odpowiedzi, która jednocześnie miałam stanowić wyjaśnienie sytuacji dla niej samej.
– Kim pani dla niego jest? Kilkukrotnie widziano go w pani towarzystwie.
– Słucham? Nie można pojawiać się w towarzystwie piłkarza, bo od razu posądzanym się jest o jakiś bliższy związek – odburknęła i ruszyła w stronę wyjścia.
– Więc?
– Proszę zapytać pana Ramosa.
Zamknęła za sobą drzwi, a ochroniarz powstrzymał dziennikarza przed wyjściem na parking przeznaczony tylko dla zawodników i wszystkich pracowników związanych z pierwszą drużyną Realu.
Oparła się o ścianę próbując złapać oddech. Była całkowicie skołowana.
Oj, Ramos, Ramos.. :D
OdpowiedzUsuńJa po takich słowach miałabym sieczkę w głowie :D Ale chyba jak każda kobieta w takiej sytuacji xd Bo jak facet coś palnie to nie wiadomo co sobie myśleć!
OdpowiedzUsuń