piątek, 30 czerwca 2017

– 5 –

Nie rozmawiała z Sergio o tym, co wydarzyło się tamtego wieczoru. Zresztą, od tamtego czasu niewiele rozmawiali, jakby coś nagle się zmieniło. A zmieniło się i to bardzo. Założyła trampki stojące w korytarzu i zatrzymała się w wyjściu zastanawiając się, czy wszystko pozamykała i wyłączyła. Zatrzasnęła drzwi i podbiegła do asfaltowej drogi wiodącej przez osiedle. Odwróciła się w stronę z której powinno nadjechać auto i czekała. Bardzo się niecierpliwiła, ale nie dała po sobie tego poznać. Odetchnęła widząc nadjeżdżające białe Audi R8, a za kierownicą znajomą twarz piłkarza, którego systematycznie dokarmiała w swoim miejscu pracy, w tajemnicy przed trenerem, więc w ramach wdzięczności mogła na niego liczyć w sytuacji kryzysowej. Obecna sytuacja należała do takich, gdzie potrzebowała pomocy.

Był on wybawieniem od spędzenia dnia w pojedynkę w wielkim domu, albo przerażającej wizji podróży komunikacją miejską. Wsiadła do samochodu, przywitała się z zawodnikiem Realu Madryt zapinając od razu pasy bezpieczeństwa.
– Nie patrz tak na mnie i nie pytaj o nic – odezwała się nim cokolwiek zdążył powiedzieć. Mężczyzna wzruszył ramionami. – Nie wiem, jak to się stało, ale zwyczajnie o mnie zapomniał.
– No tak, można cię nie zauważyć – skomentował całą sytuację i wybuchnął śmiechem.
– Lepiej pilnuj drogi, co by dojechać w całości i na czas. Ale to nie mój problem, bo to ty się najwyżej spóźnisz – burknęła udając obrażoną.
– Wisisz mi deser lodowo-bezowy. 
Skinęła głową i utkwiła spojrzenie w odległym punkcie obserwując widoki zza szyby. Nie miała pojęcia, jak doszło to tej sytuacji, która wydawała się całkowicie nieprawdopodobna, a jednak zaistniała. W duchu cieszyła się, że Gareth nie zadawał pytań i nie wymagał wyjaśnień.

Gdy auto zatrzymało się na parkingu, a piłkarz wyjął kluczyki ze stacyjki, co było znakiem zakończenia podróży wyskoczyła, jak oparzona i zatrzymała się dopiero przy drzwiach wejściowych dla zawodników. 
– Mogę? – w jej spojrzeniu była wyraźna prośba. 
W odpowiedzi otrzymała skinięcie głową i gest ręką, by pośpieszyła się. Miała jeszcze trochę czasu, ale nie tyle by iść spokojnie. Pobiegła przed siebie.

Ekipa znajdująca się w szatni jednogłośnie powiedziała, gdzie Amber może znaleźć Sergio. Chłopaki zaakceptowali nową znajomą Ramosa, a nawet przyjęli ją do rodziny, jaką była ich drużyna. Podziękowała im i przebiegła korytarz wpadając do męskiej toalety bez pukania. Nie spodziewała się zastać tam kogoś więcej niż osobę, której szukała. Sergio stał wsparty na umywalce z opuszczoną głową, jakby nie chciał spoglądać na swoje odbicie w przejrzystej tafli lustra. Miał na sobie tylko spodenki.
Zatrzymała się przy wejściu obserwując jego postać.
– Chciałam życzyć Ci powodzenia, choć zapomniałeś o moim istnieniu – odezwała się zwracając na siebie uwagę. 
Podniósł wzrok zdając sobie sprawę, że nie wpadł tutaj żaden z jego kolegów, lecz Amber.
– Co ty tu...? 
Nie pozwoliła mu dokończyć pytania podchodząc do niego, przytulając, jak najlepszego przyjaciela i życząc mu wygranej. Nie było w tym żadnych podtekstów, czy złośliwości. Po prostu, chciała okazać mu wsparcie.
– Do zobaczenia – rzuciła wychodząc.
Jeszcze kilka sekund stał w miejscu zaskoczony całą sytuacją, a gdy wyszedł z łazienki Amber nie było już na korytarzu. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że wyobraźnia spłatała mu figla. Jakby całą tę sytuację sobie wymyślił. 

Skąd ona się tu wzięła? I co gorsza, miała rację, choć w jej głosie nie dostrzegł cienia pretensji. Zapomniał o niej. Ostatnio traktował ją, jakby była powietrzem. Mijali się bez słowa. On wychodził, ona wchodziła i odwrotnie. Nigdzie jej nie zabierał, ani ona nie prosiła, by gdziekolwiek z nią jechał. Dotarło do niego, że zachowywał się, jak ostatni cham. Nikt nie zasługiwał na takie traktowanie. Wiedział, że zawinił. Za wiele miał na głowie, a rzeczywistość zdawała się przytłaczać go bardziej niż można było sobie to wyobrazić.

Dołączył do kolegów w szatni. Gareth poklepał go po plecach nie mówiąc przy tym kompletnie nic, co jeszcze bardziej zbiło Sergio z tropu. Jak miał to rozumieć? Czuł, że wszyscy dookoła o czymś wiedzą, albo widzą coś, czego on sam nie dostrzega. Niestety, nie umiał znaleźć na to wytłumaczenia, a jeszcze więcej problemu sprawiało znalezienie prostej odpowiedzi.

Drużyna wyszła na boisko. Za kilka chwil miał rozpocząć się mecz. Przywitali zawodników przeciwnej drużyny. Zamienili między sobą kilka słów i rozeszli się, by zająć właściwe, przypisane sobie pozycje na murawie. Gwizdek sędziego rozpoczął pojedynek. 

* * *

W tej chwili najważniejsza była drużyna i zwycięstwo, a wszystko inne musiało zejść na drugi plan, choć nigdy nie udawało się całkowicie wyeliminować elementów wpływających na to kim się było i jak się grało. Chciał całkowicie skupić się na boisku, przeciwnikach, kumplach i piłce. Chciał, ale nie oznaczało to, że mógł. 

Niecelne trafienie, później kilka strat piłki, ale udało mu się zrehabilitować. Kilkanaście minut drugiej połowy już upłynęło, szybkie podanie sam nie wiedział od kogo i umieścił piłkę w siatce rywala. Trafił! Przebiegł kilka metrów, po czym dopadli do niego koledzy z zespołu. Wszyscy cieszyli się z gola. Kamery zostały skierowane na jego osobę, a on odwrócił się w stronę, gdzie było miejsce dla partnerek i przyjaciół wszystkich zawodników Realu Madryt. Uśmiechnął się. Powrócił na swoją pozycję. 

Mecz zakończył się wynikiem 2:0. Drugą bramkę trafił Benzema. Drużyna zeszła z murawy z uśmiechami na twarzach, a okrzyki radości towarzyszyły im przed długi czas. 

Stadion powoli się wyludniał, wiele osób rozchodziło się do domów, a część fanów czekała przy wyjeździe, by zdobyć podpis zawodników, którzy wkrótce mieli opuszczać szatnię i udawać się do swoich posiadłości, by odpocząć. Amber siedziała na betonowym murku pomiędzy autami zawodników. Kilku pożegnała już uśmiechem i skinięciem głowy, bądź uściskiem dłoni. Nadal oczekiwała na kogoś, kto mógłby ją podrzucić do domu. Nie miała wielu opcji. Albo zjawi się Bale, albo Ramos.

Pomachała do Garetha, który pokręcił głową i wskazał za siebie, gdzie kilka kroków za nim szedł Sergio. Amber westchnęła. Nie zapomniał o niej tym razem, albo ktoś mu przypomniał. Wstała z murku i otrzepała spodnie. Ruszyła w kierunku samochodu Ramosa. 
– Gratuluję trafienia – odezwała się otwierając drzwi od strony pasażera i siadając w wygodnym fotelu. – Wiedziałam, że nie ma się co martwić o wynik.
– Dzięki, choć nie było to tak piękne, jakbym oczekiwał.
– Nie można mieć wszystkiego – uśmiechnęła się i odwróciła w jego stronę, zdając sobie sprawę, że przyglądał jej się odkąd usiadł za kierownicą.
– Trochę mi głupio. Ostatnie dni to całkowita katastrofa mojego zachowania wobec ciebie. Spieprzyłem, ale mam nadzieję, że...
– Daj spokój. Jest w porządku – weszła mu w słowo, nie chcąc przyznać się, że ignorancja z jego strony bardzo ją bolała. Po co miała się tym dzielić i o tym mówić?
– Jesteś pewna? – popatrzył na nią pytająco, a ona pokiwała głową.
Nie kłamała, ale ukryła prawdę. Nie musiała się nawet wysilać. Wiedziała, że udawanie, że wszystko jest w porządku nie będzie trudne. Mężczyźni pewnych rzeczy nie umieli dostrzec. Westchnęła cicho. Wiedziała, że powinna powiedzieć prawdę, ale nie umiała. 

* * *

Weszli do domu milcząc, a cisza, która panowała pomiędzy nimi była dla Amber czymś niezręcznym, choć kiedyś traktowała ją jako wybawienie. Niedawno rozmawiali niemalże o wszystkim, o sprawach błahych i poważnych, a teraz jakby byli się poruszyć jakikolwiek temat. Zdjęła buty i nie zastanawiając się przemknęła w stronę schodów, chcąc zamknąć się w swoim pokoju. 
– Nie jesz kolacji? – zatrzymał ją pytaniem.
Przystanęła w połowie schodów odwracając się w jego stronę. Być może była to zaproszenie do rozmowy, ale nie mogła mieć pewności. Jednak w tej chwili nie czuła się na siłach, by prowadzić jakiekolwiek interakcje.
– Nie, dziękuję. Smacznego – odpowiedziała.

Popatrzył, jak znika na piętrze. Nie był wobec niej w porządku i co raz częściej zdawał sobie z tego sprawę, ale czy istniało jakieś wyjście z takiej sytuacji. Czy mógł cokolwiek zmienić?

Wyciągnął telefon z kieszeni i odpisał na wiadomość, którą otrzymał przed kilkoma sekundami. Nalał sobie soku do wysokiej szklanki i wyciągnął z lodówki sałatkę. Włączył telewizor, dzieląc uwagę pomiędzy ekranem, a telefon siedział samotnie na sofie.

Amber po cichu podeszła do skraju schodów chcąc zobaczyć, co robi Sergio. Usiadła na ostatnim stopniu wsłuchując się w dźwięki płynące z parteru. Usłyszała śmiech Ramosa. Przetarła oczy rękawem bluzy. 

Tak, byli sobie obcy. Byli inni.

2 komentarze:

  1. Co ja mogę, co? Wiem, że się powtarzam, ale kocham to opowiadanie! <3
    Sergio jest ślepy, bo chyba wszyscy zawodnicy Realu widzą, że Amber coś do niego czuje, a on niczego nie widzi! Ugh, faceci.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko przez jeden głupi telefon od Pilar, przez jej głupie zachowanie.. Inaczej nadal byłoby kolorowo, a wyszło inaczej..
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń