sobota, 8 kwietnia 2017

– 0 –

Kobieta z kapeluszem na głowie biegła uśmiechając się do każdej napotkanej osoby, mężczyzna podążający w tym samym kierunku pchał wózek pełen słodkich wypieków oferując je miejscowym i turystom. Grupa kilkunastu osób fotografowała wszystko, co w jakikolwiek sposób przyciągnęło ich uwagę, nie widząc różnicy pomiędzy zabytkową architekturą, a dziełem miejscowych chuliganów. Madryt tętnił życiem o każdej porze dnia i nocy.

Pośród tłumu ludzi znajdowała się osoba, która zdawała się znaleźć w złym miejscu i czasie. Dziewczyna kręciła się bez celu, jakby zgubiła drogę. Ktoś spytał ją, co robi. Nie zrozumiała. Nie znała hiszpańskiego. Wzruszyła ramionami, pokręciła głową i poszła dalej. Nie sposób było jej nie dostrzec, ubrana w czarne sprane, nieco przetarte dżinsy, białą koszulkę i glany, z plecakiem przewieszonym przez ramię, bluzą z kapturem na drugim ramieniu i kilkunastoma wisiorkami na szyi wyróżniała się z tłumu. Nie była postacią tak jak barwną, jak niemalże wszyscy dookoła niej. Była, jak z innej bajki, bardziej ponurej i mrocznej.

Ktoś ją szturchnął, ktoś popchnął. Spodziewała się, że gdyby tylko rozumiała co mówią, usłyszałaby kilka niemiłych komentarzy. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie licząc, że dotrze poza centrum, gdzie znajdzie miejsce, skąd będzie mogła wrócić do domu. Miała puste kieszenie i portfel. Żadnych pieniędzy i brak możliwości na pozyskanie choć kilku drobniaków. Śpiewanie na ulicy, czy granie na jakimś instrumencie odpadało – nie była uzdolniona w żadnym z tych kierunków. Musiała przyznać przed samą sobą, że przeceniła swoje możliwości. Bez grosza przy duszy i z kiepską znajomością języków, nie miała szans na ułożenie sobie życia poza krajem, który opuściła. Powrót w rodzinne strony był najlepszą opcją. Był wymarzoną i jedyną opcją w tej chwili. Wiedziała, że chce wrócić, gdy tylko pojawiła się w Madrycie. To kolorowe, tętniące życiem miasto nie było jej bajką.

Opuściła centrum kierując się drogą wyznaczoną przez kierunkowskazy. Chciała znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła stanąć z tekturą w dłoni, gdzie widniał już napis: "Spain, Saragossa" i machać kciukiem licząc na kogoś, kto podrzuci ją chociaż kilka kilometrów bliżej wyznaczonego celu. Zdążyła zaplanować powrotną trasę: Francja – Tuluza, Paryż, Nancy, Strasburg; Niemcy – Stuttgart, Norymberga; Czechy – Pilzno, Brno; Polska – Cieszyn. 

Szła powoli kierując się do dróg wylotowych prowadzących do Saragossy. Spędziła kilka godzin przy trasie i nie poczyniła żadnych postępów, jej starania nie przynosiły efektów. Domyślała się, że nie wzbudzała zaufania, ale co mogła zrobić? Przyglądała się znakom i tablicom, co jakiś czas machając pogniecioną kartką. Zapadał zmrok, a zmęczenie dawało o sobie znać, z co raz większym, naporem. Czuła, że potrzebuje snu. 

Odskoczyła na bok widząc, że jakieś auto zjeżdża na pobocze. Najpierw dostrzegła jasne światła, a później lśniącą biel samochodu wyglądającego, jakby dopiero, co opuścił markowy salon. Przez chwilę uwierzyła, że szczęście się do niej uśmiechnęło, w końcu.
– Podrzucić cię?
Kierowca odezwał się w języku hiszpańskim, ale nie widząc reakcji ze strony autostopowiczki ponowił pytanie po angielsku. Pokiwała głową i wsiadła na miejsce pasażera kładąc plecak na kolanach. 
– Pieprzone życie – wymruczała pod nosem w swoim ojczystym języku. Czując na sobie wzrok kierowcy odezwała się po angielsku: – Nieudane wakacje. Będę wdzięczna za oszczędzenie mi spaceru, aż do francuskiej granicy. Dobre i kilka kilometrów.
Ruszył powoli ostrożnie włączając się do ruchu, który na szczęście o tej porze nie był tak duży, jak za dnia. Wygodnie ułożył dłonie na kierownicy. Postanowił rozpocząć rozmowę, czując się skrępowany milczeniem.
– Długo jesteś w Madrycie? – Kątem oka spojrzał na pasażerkę.
– Prawie trzy miesiące – próbowała wygrzebać coś z plecaka. 
– I już udajesz się do Saragossy i w stronę Francji?
– Wracam do domu.
– Skąd jesteś?
– Z Polski.
Popatrzył na nią zaskoczony. Była setki kilometrów od domu. Nie wyglądała na turystkę, czy zwykłą autostopowiczkę. Niewiele myśląc, a właściwie kierując się impulsem, po chwili milczenia, zabrał głos ponownie.
– Co tutaj robisz?
Nie miał pojęcia, czy dziewczyna zachce odpowiedzieć na pytanie, ale stwierdził, że warto spróbować. Chciał poznać odpowiedź, bo coś w jej planach podróży i miejscu pochodzenia zainteresowało go. Było w tym wiele niewiadomych. Kto bez znajomości języka decyduje się na tak daleką podróż? Kto podróżuje autostopem setki kilometrów samotnie?
– Próbuję ratować swoje życie.
Zahamował nagle wciskając hamulec w chwili, gdy dotarł do niego sens słów, na szczęście, nikt za nim nie jechał. Obrócił głowę w stronę pasażerki wpatrując się w nią intensywnie.
– Ej, spokojniej, bo nas zabijesz! – warknęła, nieco zła na zachowanie kierowcy.
Jednak, szybko opamiętała się zdając sobie sprawę, jak musiały zabrzmieć jej słowa. Zacisnęła usta w wąską linię, a głowę opuściła czując się winną kolejnego, niepotrzebnego zamieszania.
– O czym ty mówisz?
– Przyjechałam tutaj, by zobaczyć, gdzie pochowano moich rodziców. – Widząc wyraz twarzy kierowcy szybko dodała: – Zginęli w wypadku, a nikogo nie było stać na ściągnięcie ich ciał do Polski. – Pokręciła głową i wyciągnęła dokumenty, kilka kartek, zdjęć i pusty portfel. Chciała by rzucił na wszystko okiem. – Zamieszkałam w kamienicy bohemy artystycznej i dochodziłam do siebie, a teraz wracam do domu. Tutaj nie ma dla mnie miejsca, zresztą, podobnie jest gdziekolwiek, bym się nie pojawiła.
Zjechał na pobocze i popatrzył na dziewczynę, jakby opowiadała jakieś niestworzone historie. Czy naprawdę było możliwym, by coś takiego miało miejsce? Zaklął po hiszpańsku. Wziął od niej dokumenty i przyjrzał się temu, co posiadała. Niewiele miała.
– Masz chociaż dokąd uciec?
Wzruszyła ramionami odbierając od niego swoje rzeczy i chowając z powrotem do plecaka. Przez chwilę przyglądała się jego zamyślonej twarzy uświadamiając sobie, że skądś go kojarzy. Niestety, w tej chwili, nie umiała dopasować jego wyglądu do konkretnego nazwiska.
– Amber Sojka – przedstawiła się.
– Sergio. – Posłał jej znikomy uśmiech. – Wiesz, że nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Nie jestem u psychologa, ani nie mam obowiązku zwierzać się. – Burknęła otulając się bluzą. – Możemy jechać, czy mam wysiąść?
Ruszył w dalszą drogę, nie męcząc jej pytaniami. Czekał, aż sama zabierze głos. I był pewny, że w końcu to nastąpi. Wystarczyło dać jej trochę przestrzeni, bez naciskania.
– Nie mam dokąd uciec – odezwała się przerywając ciszę trwającą zbyt długo i drażniącą ją bardziej niż śpiewy artystów u których pomieszkiwała. – Szukam swojego miejsca na ziemi.
Pokiwał głową i zawrócił przy nadarzającej się okazji. Wracali do Madrytu.

3 komentarze:

  1. Czyżby totalna zmiana planów na opowiadanie? Podoba mi się jak samo jak tamto. Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń.
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I znów będę z niecierpliwością wyczekiwać na nowe rozdziały, bo uwielbiałam starą wersję tego opowiadania, a ta tylko musi być lepsza :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli jednak zaczynamy od początku. Ja się tam bardzo cieszę :D

    OdpowiedzUsuń