sobota, 8 września 2018

– 1 – (II)


Leżała w miękkiej pościeli. Podniosła głowę, wspierając ją na ręce przyglądała się mężczyźnie, który stojąc przed lustrem, postawionym w kącie sypialni, próbował zawiązać krawat. Zaczęła się śmiać, dając tym samym znać, że już nie śpi.
– Zamiast się śmiać... – odwrócił się w jej stronę i pokręcił głową próbując udać dezaprobatę dla jej zachowania, ale szybko na jego twarz wkradł się uśmiech.
– Tak, wiem. Mogłabym ci pomóc, ale tak uroczo wyglądasz, gdy się złościć próbując zrobić idealny węzeł po raz piętnasty – westchnęła i odrzuciła kołdrę, by wstać i pomóc swojemu mężczyźnie.
Nie mógł oderwać wzroku od jej ciała osłoniętego jedynie koronkową halką, którą kupił jej w zeszłym tygodniu. Zresztą, cokolwiek miałaby na sobie, albo czego by nie miała, dla niego wyglądała perfekcyjnie, choć jej ciało miało kilka skaz – pamiątek po wypadku o którym nigdy nie lubiła opowiadać.
Zawiązała mu krawat, jak należało i wpięła spinki w mankiety koszuli, którą miał na sobie. Przyciągnął ją do siebie nie pozwalając, by uciekła z powrotem do łóżka.
– Javier – pisnęła. – Musisz iść do pracy. Masz spotkanie z kierownikami – pocałowała go delikatnie.
– Poczekają – odpowiedział i odwzajemnił pocałunek.
Wymknęła się z jego objęć korzystając z chwili nieuwagi i szybko znalazła się na łóżku, gdzie leżała jeszcze kilka chwil wcześniej. Otuliła się kołdrą i usiadła opierając się o drewnianą ramę łóżka.
– Obiecuję, że odwiedzę cię, a przy okazji poukładam dokumenty, a później pójdę na zakupy, co by znaleźć coś, co będzie pasowało na sobotnią galę charytatywną, o której raczyłeś poinformować mnie dopiero wczoraj wieczorem. A teraz zmykaj, bo się spóźnisz, a panu prezesowi nie wypada...
Puścił jej oczko i wyszedł z sypialni. Wiedział, że jest już spóźniony, ale nie przejmował się tym w jakiś szczególny sposób. Nie musiał.

* * *

Odkąd poznała Javiera i odnalazła bezpieczne miejsce w jego ramionach jej życie zmieniło się o 360 stopni, ale nie mogła powiedzieć, że to wszystko było jego zasługą. Nie mogła przyznać, że zmieniła się dzięki niemu, bo zmiany nastąpiły wcześniej. Po prostu mogła rozpostrzeć skrzydła, jak ptak wypuszczony z klatki, lecz w głębi serca pragnęła uczynić to już w przeszłości, przy kimś innym.

Sięgnęła dłonią na półkę z perfumami przypadkiem zrzucając przywieszkę do kluczu, którą kupiła kiedyś w sklepiku klubowym na Santiago Bernabeu. Wzięła ja w dłoń przyglądając się logo klubu. Nie lubiła wracać do tego, co było już za nią. Biła się z myślami atakującymi ją, przy okazji uświadamiając, jak samolubna była nie dając znaku życia Ramosowi, czy wysyłając lakoniczne wiadomości do Garetha. Była też tą złą, bo wszystko ukrywała przed Javierem. Nie opowiedziała mu swojej historii. Dla niego była tajemniczą dziewczyną ze szpitala, która zemdlała na szpitalnym korytarzu tuż przed nim.

Odłożyła breloczek do szafki wciskając go pod pudełko z kosmetykami. Poprawiła fryzurę i wyszła z łazienki, gdzie spędziła wystarczająco dużo minut, jak na tak późną porę. Nie lubiła się spóźniać, ani marnować zbyt wiele czasu przed lustrem.

Uśmiechem przywitała gosposię krzątającą się po parterze mieszkania, wciskając jej w dłoń banknot podziękowała za ostatnie porządki, po przyjęciu urządzonym przez jej narzeczonego. Wyszła, nie zabierając ze sobą niczego oprócz klucza magnetycznego, karty kredytowej i telefonu. Przy wyjściu czekał już kierowca mający zawieźć ją wprost do centrum handlowego, którego prezesem był Alejandro.

Ochroniarz przechadzający się przy wejściu skinął na powitanie partnerki prezesa, kiedyś kłaniał się jej, ale kilkukrotnie został upomniany, że ma tego nie robić. Amber nie lubiła wywyższania się i wyjątkowego traktowania. Nie uważała się za nikogo ważniejszego od ochroniarzy, sprzątaczek, czy sprzedawców ze sklepów znajdujących się na terenie centrum.

Przeszła kilkoma korytarzami przyglądając się witrynom sklepów. Skręciła w zaułek prowadzący do dwuskrzydłowych drzwi z tabliczką "Tylko dla personelu". Poszła dalej kierując się prosto do biura Javiera.

* * *

Nie pukając wszedł do domu. Postawił skórzaną torbę w szafce w korytarzu i ruszył dalej, jakby był u siebie. Tak, jak się umawiali – Sergio czekał na niego w salonie ze stosem dokumentów. Skinął głową na powitanie i uśmiechnął się serdecznie do brata. Wyraz jego twarzy szybko uległ zmianie, gdy dostrzegł Pilar, która była nie mniej zaskoczona niż on. Stała z kubkiem w dłoni nie wykonując żadnego ruchu i przyglądała się braciom Ramos.

– Witaj Pilar – Rene zabrał głos, jako pierwszy. Nie był fanem panny Rubio, ale nie należał też do tych, co potrafią źle traktować kobiety ze względu na brak sympatii. Miał do niej szacunek, ale nic więcej. Jej obecność była mu nie na rękę i powtarzał to zgodnie od ponad czterech lat, zastanawiając się, co Sergio dostrzegał w niej takiego, czego on nie mógł zauważyć. – Wszystko w porządku?
– Cześć Rene. Wpadłeś w odwiedziny? – Uśmiechnęła się sztucznie. Oboje, z wzajemnością, nie pałali do siebie sympatią, co łatwiej byłoby określić zamaskowaną nienawiścią. Ze względu na Sergio nigdy nie rozpoczęli wojny.
– Zostaję na dłużej w Madrycie.
Pytający wzrok Pilar zmusił Sergio do wtrącenia się w rozmowę. Jego partnerka zdawała się lekko zdezorientowana całą sytuacją, jak i pojawieniem się Rene. Widziała go raptem z trzy razy przez ten czas, gdy spotykała się z Sergio. Nie zabiegała o ponowne spotkania. Podejrzewała nawet, że rozstanie, która było już przeszłością było po części wymuszone przez Rene, ale nikt tego nigdy nie potwierdził. Ona również nie miała dowodów.
– Zmieniłem menadżera.
W związku z tymi słowami rozmowa zdawała się zakończona. Pilar pokiwała głową i natychmiast ruszyła w stronę chodów, obierając za kierunek pokój Sergio Juniora, który grzecznie bawił się jakimiś zabawkami w obecności niani, która została zatrudniona, by odciążyć Rubio mającą na głowie nie tylko obowiązki domowe, ale również plan powrotu do pracy.

– Ile już jesteście razem? – spytał Rene zajmując miejsce w fotelu, chwilę wcześniej wracając po swoją torbę zostawioną na szafce. – Ze trzy lata plus to, co sprzed waszej przerwy w związku, prawda? – odpowiedział sobie sam, ale w tonie pytającym, by nie rzucać bratu pewnikami, a dać mu do myślenia.
– Junior niedługo będzie miał cztery lata, więc najłatwiej określać to w odniesieniu do jego wieku.
– I jesteś zadowolony?
– Mam partnerkę, syna i gram w Realu Madryt, więc dlaczego miałbym nie być?
– Nie pytam się o to co masz, albo czego nie. Pytanie było proste.
– A nie miałeś się przypadkiem zająć dokumentami?
– A ty nie raczyłeś ani razu wspomnieć o Amber? Kim była i co się z nią stało?
Rene wyglądał na wzburzonego, a pytanie które padło zmroziło Sergio. Patrzył na brata oddychając ciężko, jakby miał problemy ze złapaniem powietrza. Mierzyli się wzrokiem.

* * *

Kręciła się na skórzany fotelu czekając, aż Javier skończy rozmowę przez telefon, którą prowadził od dobrych piętnastu minut spacerując po swoim przestronnym gabinecie. Zatrzymała fotel przodem do biurka i sięgnęła po katalog z informacjami o nowościach w kilku sklepach na ternie galerii. Przekartkowała go tylko i utkwiła spojrzenie w swoim narzeczonym. W jej głowie zaświtał pomysł, który chciała zrealizować.
– Co byś powiedział, gdybym przefarbowała się na czarno? – spytała Javiera, który rozłączył się z rozmówcą i schował telefon do kieszeni spodni.
– Zrobisz, co uważasz, ale nie sądzisz, że w tym kolorze ci do twarzy?
– Sprawdzałam cię tylko, ale byłbyś zaskoczony, jak wyglądam z nieco mroczniejszym wydaniu.
– Lubię twoje mroczniejsze...
– Nie, nie, nie... Nie zaczynaj. – Pogroziła mu palcem i zwolniła mu miejsce na fotelu, sugerując by usiadł, po czym usiadła na jego kolanach. – Chcę cię zaskoczyć, a przyjęcie wydaje się być idealną okazją. Pokażę ci swoje wnętrze za sprawą ubioru – musnęła ustami jego wargi.
– Jest tyle rzeczy, których nadal o Tobie nie wiem...
Pomyślała sobie: "Być może to wszystko dla twojego i naszego dobra". Wtuliła się w niego upajając się zapachem perfum, które sama mu sprezentowała na urodziny.

* * *

– Jak będziesz gotowy na rozmowę daj znać. Nie pójdziemy na przód, jeśli nie wrócimy się do przeszłości – stwierdził Rene spoglądając na swojego brata.
– A to nie tak, że powinno się zostawić przeszłość, by ruszyć na przód? – próbował się ratować, byle tylko nie wracać do tego, co sądził, że już dawno za nim.
– Chciałbym poukładać pewne kwestie...
– O których nie powinieneś wiedzieć i nie mam pojęcia skąd się dowiedziałeś.
– Mam swoje źródła.
Sergio spojrzał w stronę schodów, skąd doszedł go znajomy dźwięk będący stukotem obcasów. Pilar posłała mu uśmiech połączony z obojętnością w spojrzeniu i wyszła nie informując o niczym, choć przypuszczał, że pojechała do kosmetyczki, jednak prawdopodobnie równorzędnym powodem było to, że nie mogła znieść dłuższej obecności Rene.
– W porządku. Porozmawiajmy.