niedziela, 19 listopada 2017

– 11 –

Siedziała przed wejściem oparta o ozdobną kolumnę. Książka leżała obok, a wiatr przewracał jej strony. Wiedziała, że Sergio niedługo powinien wrócić i nie miała pojęcia, jak powinna się zachować. Bała się, że powrót do codzienności będzie trudny, o ile w ogóle będzie możliwy, choć przez wszystkie dni jego nieobecności wmawiała sobie, że to wszystko było tylko zwykłym wymysłem i koszmarem sennym, albo zwykłym mirażem, który zakończy się wraz z jego powrotem. Była świadoma, że oboje mieli wystarczająco dużo czasu, by dojść do pewnych wniosków. Dla niej oczywistym wnioskiem był, najprościej powiedzieć: powrót do przeszłości, choć odczuwała dziwne kłucie serca za każdym razem, gdy zaprzeczała temu, co czuła naprawdę. Próbowała udawać, a potrafiła to robić mistrzowsko. Nauczyła się tego dawno, a teraz mogła tę umiejętność wykorzystać. Zresztą, nie tylko mogła, a musiała nauczyć się żyć z tym, że pewnych rzeczy nie mogła pokazać.

Widząc, jak Sergio wjeżdża na podjazd, parkuje samochód, a chwilę później z niego wysiada, uśmiechnęła się delikatnie, jednak nim cokolwiek mógł dostrzec, radość zniknęła z jej twarzy ustępując miejsce powadze. Znów pojawił się chłód, ten sam, co kilka dni wcześniej. Czuła, że już nic nie będzie takie samo. Domek z kart runął definitywnie.
– Czekałaś na mnie? – spytał kierując się do bagażnika, by wyciągnąć walizkę.
– Możliwe, choć sądzę, że dobrą odpowiedzią byłoby też, że chowam się przed słońcem – odpowiedziała nie odrywając od niego wzroku. – Miło cię widzieć – dodała szybko i sięgnęła po książkę, by zająć czymś ręce, a także skupić wzrok na czymś innym, a nie na jego osobie.
– Ciebie również – uśmiechnął się do niej. – Idę spać. Muszę odespać całą podróż.
Pokiwała głową. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, po prostu wrócił z długiej podróży, przywitał się i chciał odpocząć. Prawdopodobnie, na jego miejscu uczyniłaby tak samo.
– Odpocznij. Ale zanim to, zanim zapomnę, przekazuję Ci informację, że twój agent zostawił coś dla ciebie. Położyłam na szafce w salonie, zapieczętowane w dużą kopertę. 
– Dzięki – zniknął za drzwiami domu.

* * *

Popatrzyła na niebo, które przesłoniły chmury, a z zachodu nadpływały kolejne, ciemniejsze – zwiastujące deszcz. Zrezygnowała z dalszego pobytu na zewnątrz i weszła do domu. Dookoła panowała cisza, więc Sergio nadal spał. Włączyła elektryczny czajnik i przeszła do salonu, by nie stać bezczynnie w kuchni. Spojrzała na stół, gdzie leżała rozpakowana koperta, którą przywiózł jego menedżer. Nie rozumiała hiszpańskiego, ale dostrzegła kilkukrotnie pojawiające się imię Pilar, kilka zdań zakreślonych na czerwono i zdjęcie. Nie chciała i nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Więc to wszystko było prawdą, a nie jak chciała – snem. Miała potwierdzenie słów Garetha i Pilar, którzy zdążyli ją uświadomić zanim mogłoby przerodzić się to w większą tragedię i rozpacz. Mimo to wyglądała, jakby właśnie przeżyła najgorsze rozczarowanie życia. 

Przymknęła oczy na kilka sekund, by powstrzymać się przed płaczem. Co dzień walczyła z emocjami, które próbowały dać o sobie znać na zewnątrz, a nie tylko w głębi serca. Zrezygnowała z zaparzenia kawy, jak i ze zrobienia czegoś do jedzenia. Była jak balon przekuty szpilką. Próbowała wrócić do codzienności po spotkaniu z Pilar, ale wszystko udawało jej się pozornie i udawane – teraz to sobie uświadomiła. A może to i lepiej, że wszystko właściwie działa się poza nią i Sergio, a nie między nimi? Wyszła z salonu nie ruszając niczego. Od razu skierowała się do swojego pokoju, mając nadzieję, że nie będzie musiała opuszczać go, aż do dnia następnego, albo i dłużej. 

Położyła się na miękkim łóżku i wpatrywała w sufit. Otępienie, żal, smutek i setki innych uczuć, których nie umiała i nie chciała określać. Niby była przygotowana na wszystko. Zawsze wolała nastawiać się negatywnie, by później najwyżej się mile rozczarować, ale obecna sytuacją ja przerosła. Na coś takiego nie była przygotowana. Zresztą, kto by był? 

Wysłała wiadomość do Bale'a. Napisała, że wpadnie do niego dnia następnego. Nie czekając na odpowiedź wyłączyła telefon, spodziewając się, że zadzwoni, gdy tylko odczyta wiadomość. Nie chciała rozmawiać z nim przez komórkę, wolała osobiście. Zwłaszcza, że było o czym rozmawiać.

* * * 

Obudził ją potężny grzmot. Burza szalała nad Madrytem. Nie miała pojęcia, ile czasu spała. Wstała i podeszła do okna. Krople deszczu rozbijały się o szyby. Przyglądała się, jak wiatr napiera na gałęzie i krzewy, jak zmusza je do poddania się. Gdzieś w oddali piorun przeszył niebo. Przeniosła wzrok na zegarek, który wskazywał późno wieczorną godzinę.

Stała w miejscu próbując zebrać się, odnaleźć siły, by porozmawiać z Ramosem. Nie mogła tego tak dłużej ciągnąć. Ktoś musiał, w końcu, zrobić pierwszy krok, nie ważne w którą stronę, czy w tył, czy przód. Włączyła światło. Poprawiła potargane włosy. Biorąc głęboki wdech nacisnęła na klamkę i wyszła z pokoju. 

Z parteru nie dochodziły, żadne dźwięki, więc Sergio nadal pozostawał w swoim pokoju. Wolałabym rozmawiać z nim na neutralnym gruncie, a jednak los chciał, by znalazła się na jego terenie. Zapukała do drzwi i słysząc zaproszenie weszła.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Nie. W porządku – odpowiedział, podniósł się do pozycji siedzącej i popatrzył na Amber stojącą w drzwiach.
Podeszła trochę bliżej, ale nie zamknęła drzwi. Nie chciała blokować sobie drogi ucieczki, która była czymś realnym, gdy ta rozmowa się zakończy.
– Chciałam z tobą porozmawiać.
Też miał taki zamiar, ale nie mógł się do tego zmusić. Nie wiedział, jak się do tego zabrać. Szukał okazji, by mogli swobodnie porozmawiać, bo mieli o czym. Powinien powiedzieć jej wiele, ale też chciał usłyszeć, co ona ma do powiedzenia.
– W takim razie, porozmawiajmy.
– Zacznę i nie chcę byś mi przerywał. Wysłuchaj do końca, a później mów.
Skinął głową na potwierdzenie i wskazał na wolne miejsce obok siebie. Amber pokręciła głową i stanęła przy ścianie. Chciała zachować bezpieczną odległość, taką która pozwoli jej trzeźwo myśleć.
– Nigdy nie miałam łatwego życia, ale ostatnie miesiące było jednymi z najprzyjemniejszych. Uratowałeś mnie, choć nie umiem powiedzieć przed czym. Sprawiłeś, że widziałam światełko nadziei w najmroczniejszych momentach życia. Jestem ci niezmiernie wdzięczna. Byłeś moim opiekunem, aniołem stróżem i dobrym kumplem, a później stałeś się kimś więcej, kogo nie mogłam mieć. Wiedziałam, że byłeś i jesteś poza moim zasięgiem. Te kilka wspólnych chwil było wspaniałe i nie żałuję, ale to wszystko nie ma przyszłości. Zresztą, sam zapewne dobrze o tym wiesz. Widziałam zdjęcie leżące w salonie. Wiem, że to dziecko, twoje i Pilar. – Delikatnie się uśmiechnęła, ale w jej oczach szkliły się łzy. Niewiele już jej zostało do powiedzenia. Nie chciała przerywać. Chciała mieć to za sobą. – Nie jestem zła. Byłoby to niewłaściwie. Oboje zasługujecie na szczęście, a dziecko na szczęśliwy dom i radosne dzieciństwo z obojgiem rodziców. Nigdy nie liczyłam na sielankę, czy jakiś ogromny uśmiech losu, a jednak wiele dostałam. – Podeszła do niego i pokręciła głową widząc, że chce coś powiedzieć. – Dziękuję Sergio za wszystko. Podjęłam już pewne decyzje. Przypuszczam, że ty również. Mam nadzieję, że żadne z nas nie będzie miało tego drugiemu za złe. Ale wiem, że każdy z Nas chce być szczęśliwy. I tego Ci życzę. Dziękuję – zakończyła wypowiedź i pocałowała go w policzek. 
– Chciałem, by to wszystko potoczyło się inaczej, być może nawet mogło pójść inną ścieżką, ale... – westchnął ciężko. – Podjęliśmy decyzje, oboje. Pomimo wszystko, mam nadzieję, że to nie zakończy naszej znajomości. 
– Jesteśmy dorosłymi ludźmi decydującymi o sobie – w głowie dopowiedziała: ale swoimi decyzjami, w jakiś sposób decydujemy też o innych. – Dla mnie to i tak było o wiele więcej, niż mogłam liczyć. 
– Chciałem, by niektóre chwile trwały bez końca. Jednak, niestety... Nikt nie obiecywał, że będzie to trwać wiecznie.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziała i uśmiechając się smutnie wyszła z jego sypialni powstrzymując łzy, aż do chwili, gdy przekroczyła próg swojego pokoju. Rozpłakała się, ale nie jak małe dziecko, a dorosła kobieta, która cierpi z miłości.

3 komentarze:

  1. Ugh, mam ochotę przywalić Ramosowi. W twarz. Krzesłem. >.< Zachował się jak ostatni ch*j! Powinien tam się rzucić na kolana i jej wytłumaczyć, że z Pilar to była chwila słabości, a tak naprawdę to z Amber chce być! Chyba tracę do niego powoli sympatię. Ramos! - uważaj, bo jeszcze chwila i zacznę być #TeamGareth!!
    A sam rozdział oczywiście napisany wspaniale. ;)
    Do następnego! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Zapraszam, jeśli masz czas i ochotę :)
      http://loca-como-yo.blogspot.com/2017/12/xv-i-have-been-patient-but-slowly-im.html

      Usuń
  2. Nadrobiłam! W końcu! Nauka ssie, studia pochłaniają...
    Szkoda mi Amber, naprawdę... Ciąża wyszła w najgorszym dla nich momencie. Nie wiem co gorsze, dziecko bez obojga obecnych ciągle rodziców czy rodzice, którzy ciągle tylko będą PRÓBOWALI się znów dogadać...
    Szybko wracaj do zdrowia i tutaj! :)

    OdpowiedzUsuń